Od kuchni #2 – Tworzenie świata fantasy

Znaczącą częścią każdego utworu fantasy jest świat przedstawiony. Jak w każdym gatunku literackim otoczenie bohaterów ma ogromny wpływ na nich samych, na nastrój, na fabułę. W przypadku fantasy wpływ jest jednak o tyle większy, że autor podczas kreacji takiego świata podejmuje więcej decyzji. Na polu fantasy stworzono już tak wiele alternatywnych światów, że nawet grawitacja nie musi być oczywistością, a istnienie baśniowych stworzeń to wręcz banał.

Każdy pisarz ma swoje metody tworzenia świata. Zwykle opowiada o tym otwarcie, jak robił to np. Tolkien. Nic dziwnego – jest przecież dumny z dzieła, którego dokonał. Ja również chciałbym pokazać Ci warsztat, w którym montowałem świat znany jego mieszkańcom jako Kraina Źródeł.

stworzenie Adama - fresk, Michelangelo Buonarottie

 

I stała się światłość

Świat ma służyć opowieści i niedobrze, żeby było odwrotnie. Nie sądzę, by którykolwiek autor fantasy zaczynał tworzenie świata od początku. To znaczy od chronologicznego początku, albo od jakichś ontologicznych założeń. Gdybym miał zgadywać, powiedziałbym, że również Bóg, stwarzając nasz świat (wszechświat), najpierw wymyślił Człowieka, a potem dopiero prawa fizyki.

Tworząc Krainę Źródeł, miałem w głowie historię dziewczyny, która zaczyna jako sierota, a potem – po wielu perypetiach – zasiada na królewskim tronie. (Pominę kwestię, jak wielu przekształceniom ulegała sama historia, bo ten temat zasługuje na osobny tekst.) Punktem wyjścia były motywy takie, jak podróż, przedzieranie się przez lasy, wreszcie dotarcie do jakiejś odległej, wymarłej krainy. Te wszystkie składniki musiały się w moim świecie pojawić.

Samotna kobieta wchodzi do opustoszałego lasu

W każdej historii musi być jakiś element konfliktu, napięcia. W fantasy takie napięcie powstaje często w łonie samego świata. Jeśli mam do dyspozycji cały świat, mogę spleść jego losy z losami bohatera. Pokusa jest zbyt wielka – i dlatego wyjałowione serce mojej sieroty stało się ziarnem, z którego wyrosła wyjałowiona ziemia spustoszonej Krainy Źródeł. Mój świat jest tak samo osierocony jak moja bohaterka. Zniszczony przez mitycznych bogów, ale nie doszczętnie. Pozostawiony nie wiedzieć po co w stanie na pół umarłym. Jak dziecko porzucone na miejskiej ulicy.

 

Jajko czy kura?

Mam kurę, ale z czego się wykluła? Skoro świat jest wyjałowiony, pojawia się pytanie: dlaczego? Skoro spustoszyli go bogowie, trudno nie zapytać: kim są ci bogowie? Nie jestem mistrzem porządku – często dopiero w połowie historii zaczynam układać sobie w głowie pewne rzeczy. Wtedy pojawia się troska o spójność. Zaczynają się poprawki i „oranie” tekstu.

Na szczęście główny motyw historii świata znów splata się z losem bohaterki. Już od pierwszej sceny jawi się ona jako osoba zbuntowana, nie uznająca autorytetów. Tak samo ułożyłem wydarzenia z odległej przeszłości. Dawny Lud zbuntował się, więc spotkała go kara – taki jest przekaz pierwszych rozdziałów książki. Wprawdzie potem okazuje się być tylko pretekstem; ale to od niego zaczyna się pełna niespodzianek podróż w przeszłość.

Nierozpoznawalne ruiny na szczycie góry

Znów opowieść jest tu najważniejsza. Wyłożenie historii Krainy Źródeł w pierwszych rozdziałach ma sens o tyle, o ile skrywa ona pewne zakamarki warte zbadania. Przeszłość fascynuje, ponieważ tak naprawdę jej nie znamy. Słyszeliśmy tylko pogłoski. Tajemnica jest świetnym motywatorem nie tylko dla Czytelnika, ale i dla autora. Znasz to uczucie, kiedy opowiadasz dowcip w towarzystwie i czujesz już ten dreszczyk emocji przed puentą? Pisanie powieści jest jak opowiadanie naprawdę długiego dowcipu. Tylko, że niekoniecznie kończy się śmiechem.

 

Trąbka na twarzy

Ale przecież ogólny zarys i przeszłość świata to wciąż mało. Jak bardzo opisywana rzeczywistość ma być podobna do tej naszej? Czy wszystko musi dziać się na planecie? A może lepiej na niesionym przez żółwia (i koniecznie cztery słonie) dysku?

Skoro można wszystko, czemu się ograniczać? Zdradzę Wam, że w mojej pierwszej rozpoczętej powieści (science fiction) ludzie nie występowali w ogóle. Bohaterowie mieli wprawdzie ręce i nogi, ale na twarzy zamiast nosa – trąbkę. Żywo w pamięci miałem wtedy „Wizję lokalną” Lema.

Meduzy w oceanie

No, ale prawdę mówiąc, takie udziwnienia odwracają uwagę od rzeczy dla historii ważnych. Pisarz musi poświęcić sporo czasu na wyjaśnienie, dlaczego fizjologia postaci funkcjonuje inaczej – a kto by chciał to czytać? Może Ty? Bo ja chyba niezbyt…

Tak też trochę było z Krainą Źródeł. Zrezygnowałem z wierzchowców – koni ani wielbłądów po prostu nie ma. Wozy ciągną woły, worki nosi drobne bydło (kozy), a dostojnicy podróżują w lektykach. To nie jest aż takie dziwne – tak funkcjonowało imperium Azteków. Ale zarazem udaje się dzięki temu uniknąć banału rycerzy na koniach. Co prowadzi nas do kolejnej kwestii, czyli…

 

Jak kalkować z gracją?

Obrazek elfa-wróżki z dziecięcej książki

Tolkien wymyślił elfów i krasnoludów (filologom spieszę wyjaśnić, że formy osobowej użyłem świadomie). A potem jakoś już poszło. Zakorzenione w mitologiach stworzenia, uczłowieczone przez oksfordzkiego profesora, stały się archetypami. Wzniośli elfowie i rubaszni krasnoludowie na stałe zamieszkali w wielu światach.

Powielany setki razy schemat szybko się znudził. Pojawiły się jego dekonstrukcje – Sapkowski zgrabnie bawi się tymi motywami, organizując elficką partyzantkę, ale też obsadzając wampira w roli bohatera pozytywnego (wręcz poczciwego).

Kłopot w tym, że… wszystko to już było. Czy warto jeszcze czerpać z tego zmętniałego zbiornika? Od lat uważam, że nie. Ale jednak moja pierwsza długa fabuła (mini-powieść, która na wieki spoczęła w szufladzie) ugięła się przed tą straszliwą siłą popkultury i zaprosiłem na scenę elfów. Jeden został nawet wiodącym bohaterem. Żeby nie było nudno zrobiłem go przynajmniej albinosem. Z amnezją. I najlepszym szermierzem w królestwie. Ot, taki zbieg okoliczności.

Jeśli stosować zapożyczenia, przenosić motywy, nawiązywać – to tylko z gracją. Istnieje droga środka pomiędzy udziwnianiem (trąbka na twarzy) a kopiowaniem. Staram się iść tą drogą. Na potrzeby Krainy Źródeł nie wymyślałem nowej rasy istot człekokształtnych. Nie jest mi potrzebna do opowiedzenia mojej historii.

 

A to dopiero początek…

Cytatem z Tuwima kończę ten wpis. Pokazałem Ci, z czym mierzy się autor fantasy siadając do tworzenia nowej rzeczywistości. Ale to przecież nie wszystkie aspekty! A co z polityką, strukturą społeczną, technologią, przyrodą?

To wszystko pojawi się w kolejnych tekstach z serii Od kuchni.

1 komentarz na temat “Od kuchni #2 – Tworzenie świata fantasy”

  1. Bardzo ciekawe. Zwłaszcza to podobieństwo między losami świata a losem bohaterki. Dotychczas nie zwracałem uwagi na takie zabiegi fabułotwórcze.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.